Znajdź nas na facebooku

Grupy oficjalne, grupy nieformalne

Na początek tego artykułu dotyczącego kibiców z Lizbony chciałbym przybliżyć fanatyków Sportingu. Na jego trybunach działają cztery grupy ultras (najwięcej w kraju) – „Juventude Leonina” (Juve Leo), „Directivo Ultras XXI”, „Torcida Verde” oraz „Brigada Ultras”. Każda z nich zasiada w innej części stadionu i tworzy osobny młyn oraz zupełnie oddzielną strukturę organizacyjną. Na dzień dzisiejszy grupy te żyją ze sobą w zgodzie, choć nie zawsze tak bywało. Przy tego typu podziałach oczywiście w przeszłości dochodziło do nieporozumień.
Jedyna akceptowana przez wszystkie grupy Sportingu zgoda to Fiorentina. Ponadto „Juve Leo” trzyma z Partizanem, a „Torcida Verde” z Hammarby Sztokholm. Kiedyś przewijał się temat przyjaźni z gdańską Lechią (opartej na zbieżności barw), lecz tak naprawdę to tylko sympatia i sporadyczne kontakty.
„Juve Leo” jest najstarszą i najliczniejszą grupą kibicowską kraju, założoną już w 1976 roku przez… synów ówczesnego prezesa klubu. Ekipa zasiadła na trybunie południowej i zaczęła kibicowanie zafascynowane stylem brazylijskich torcid, z wielkimi flagami itp. Później jednak zwróciła się ku stylowi włoskiemu (choreografie, piro), podobnie jak wszystkie inne grupy w Portugalii, może z wyjątkiem „No Name Boys” Benfiki, o których za chwilę. Dawniej „JL” dość często dawali o sobie znać podczas incydentów chuligańskich (zdobyli m.in. flagi AS Roma i Victorii Guimaraes), a ich podgrupa o nazwie „1143” (rok powstania Portugalii) miała charakter prawicowy, lecz dziś jest już niewidoczna.
W latach 90. „Juve Leo” łączyły dobre stosunki z „Super Dragoes” (FC Porto) oraz „Mancha Negra” (Academica Coimbra). Ponoć do dziś miewają od czasu do czasu pakt o nieagresji z „Super Dragoes” we wspólnej walce z Benficą.
„Torcida Verde” powstała w 1982 roku w wyniku oddzielenia się części członków „Juve Leo”, którym nie pasował kierunek, w którym ówczesni liderzy rozwijali ekipę. Nowa formacja rozpoczęła doping również na sportach halowych, a nawet… lekkoatletyce. Szybko zasłynęła z dużej ilości flag, które dotychczas są jej cechą charakterystyczną. Od początku prowadzili kampanię antyrasistowską (dziś we wszystkich grupach Portugalii można spotkać sporo murzynów), przez długie lata słynęli też z odważnych opraw antysystemowych i sprzeciwiających się korupcji w futbolu. Jak na ironię losu to właśnie oni jako pierwsi poddali się i zarejestrowali swoją działalność w rejestrze o nazwie Conselho Nacional do Desporto (CND), spełniając tym samym warunki klubu, który od tej formy legalizacji uzależnił dalszą współpracę.
„Directivo Ultras XXI” zostali założeni dużo później, dopiero w 2002 roku. Zasiedli na trybunie północnej. Początkowo nie było im łatwo, gdyż wiele osób kwestionowało zasadność tworzenia trzeciej grupy na Sportingu. Stopniowo jednak zostali formacją numer dwa pod względem liczby członków. Nie zawsze podobało się to liderującej „Juve Leo”, najwidoczniej obawiającej się utraty swojej pozycji. „DUXXI” byli nawet krojeni z flag przez „JL” i dyskryminowani w inny sposób. Jednak te animozje należą już do przeszłości.
„Brigada” jest niewielką grupą założoną w 2004 roku przez byłych członków „Torcidy Verde”, którzy odeszli, gdyż ich zdaniem liderzy „TV” układali się z policją. Dziś jednak ma dobre stosunki z wszystkimi grupami na Sportingu.
Przejdźmy do Benfiki. Najstarsza grupa kiboli SLB nazywa się „Diabos Vermelhos” i powstała w 1982 roku. Grupa ta od początku stawiała na styl włoski – choreografie, melodyjny doping, racowiska itp. W latach 80. zanotowała bardzo dynamiczny rozwój, który nieco przystopował w kolejnej dekadzie, gdyż w 1992 roku narodzili się „No Name Boys” (w wyniku konfliktu wewnątrz „Diablosów”). Ta ekipa od samego początku postawiła na zupełnie inny styl, niż wszystkie poprzednio założone portugalskie grupy ultras. Choć też robiła czasem proste oprawy, to jednak można powiedzieć, że starała się działać bardziej w stylu angielskim. Od zawsze starała się być niezależna i undergroundowa, o luźnej, nieformalnej strukturze. „NNB” nie mieli ani strony internetowej, ani oficjalnej listy członków, co było unikatem w skali kraju. Na trybunach obywali się bez bębnów, megafonów i całego tego, wydawałoby się niezbędnego, asortymentu. Wystarczało im parę flag na kijach i na płocie. Liderzy „NNB” zawsze starali się pozostać w cieniu, lub wręcz incognito. Stąd też wziął się przydomek „Chłopcy bez nazwy”, którym członkowie grupy chcieli pokazać, że identyfikacja za pomocą nazw i cała ta zabawa w tworzenie oficjalnych grup są niepotrzebne! Trochę taki dawny polski styl na portugalskiej ziemi! Spodobał się na tyle, że zaledwie po dwóch latach istnienia określano szeregi ekipy na 5000 osób! Ekipa „NNB” unikała rozgłosu, ale ten i tak szybko ją dopadł, za sprawą profilu jej działalności. Grupa skupiła bowiem w swoich szeregach najagresywniejszych fanów Benfiki, dość często awanturując się i przeprowadzając akcje chuligańskie. W 1996 roku w wyniku incydentu na Finale Pucharu Portugalii z ich ręki zginął fan Sportingu, co dla „NNB” o mało nie skończyło się zakończeniem działalności. Gazety miały więc o czym pisać. W sumie tak pozostało do dziś. Jak dowiedziałem się od kibica Sportingu, czasem „NNB” pojawiają się nawet w zwykłe dni tygodnia pod stadionem rywali, ganiając pojedynczych fanów „Zielonych” (których można tam spotkać w dni powszednie ze względu na siedziby swoich grup), co nie jest normą w dość spokojnym kraju, jakim jest Portugalia. „No Name Boys” mają dobrą zgodę z „Torcidą” Hajduka Split.
Rokiem, który odmienił wszystko na portugalskiej scenie kibicowskiej był rok 2007. Wtedy to władze, rozpędzone w swojej wizji wprowadzania „modern football”, wprowadziły obowiązek legalizacji grup kibicowskich, które musiały zapisać się do wspomnianego rejestru Conselho Nacional do Desporto. Bez spełnienia tego wymogu nie można było liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony klubu, czy to w postaci biletów na mecze, czy też udostępnienia pomieszczeń na kibicowską działalność. Grupy nie zarejestrowane nie mogły ponadto oficjalnie zbierać się na stadionie, czego konsekwencją był zakaz wieszania flag i symboli takich „nielegalnych” grup! Rzecz oczywiście wywołała sprzeciw i kto wie, jakby się to skończyło, gdyby wszystkie grupy solidarnie zbojkotowały to zarządzenie. Jednak zerwanie kontaktów z klubami oczywiście narażało grupy na liczne trudności, w tym na kłopoty finansowe. Znaleźli się więc tacy, którzy poszli na współpracę. Pierwszą grupą, która zdecydowała się uczestniczyć w rządowym projekcie była „Torcida Verde”, za nią poszła reszta grup Sportingu, FC Porto i sporo innych. Nie ugięła się Benfica, Academica, Belenenses i parę mniejszych ekipek. Myszkując po internecie odkopałem stary artykuł z portugalskiej prasy, z końcówki 2007 roku. Stoi w nim, że trzy ekipy nie zakończyły pomyślnie procesu rejestracji – „Diabos Vermelhos” (Benfica), „Frente de Leiria” (União de Leiria) i „Energia Tricolor” (Estrela da Amadora). W związku z powyższym nie zostały wpisane do rejestru. Natomiast 11 grup przebrnęło przez legalizację „pomyślnie”. Były to „Torcida Verde”, „Directivo Ultra XXI”, „Juventude Leonina” i „Brigadas Ultra Sporting”, dwie ekipy FC Porto „Super Dragões” i „Colectivo Ultras 95”, a także grupy „Colectivo Maravilhas Associação” (Naval 1º de Maio), „Associação Panteras Negras” (Boavista Porto), „Associação Esquadrão Maritimista” (Marítimo) i „Mosca Knights Clube” (Clube Desportivo Olivais e Moscavide).
Istniała ponadto grupa ekip, które w ogóle nie były zainteresowane procesem legalizacji. Wymieniono tu „No Name Boys” (Benfica), „Fúria Azul” (Belenenses), „Yellow Boys” (Paços de Ferreira), „Ultras Alvi-Negros” (Nacional), „Templários” (Marítimo), „Mancha Negra” (Académica Coimbra), „Insane Guys” i „White Angels” (Vitória Guimarães) oraz „Máfia Vermelha” (Leixões).
Tak wygląda obecnie portugalska scena kibicowska. Jedni poszli na współpracę, wybrali łatwiejszą drogę, pełną „ptasiego mleczka”, w zamian za porzucenie ważnej części swoich ideałów. Dziś ich trybuny wyglądają pozornie normalnie – robią oprawy, wieszają flagi z nazwami swych grup, pełne napisów „Ultras”, mają swoje siedziby i magazyny na stadionie, oficjalne sklepiki grupowe itp. Nawet zaczyna się pojawiać jakieś legalne piro, odpalane bezpiecznie, z murawy, niczym pokazy wyspecjalizowanych firm zamawiane na Sylwestra. Wszystko to przypomina ładne opakowanie, które jednak w środku jest puste… Tacy „Ultras”, którzy niewiele mają już wspólnego z oryginalnym znaczeniem tego słowa.
Drudzy woleli pozostać sobą, ale płacą za to wysoką cenę. Marginalizowani na trybunach, pozbawieni możliwości robienia wielu rzeczy, które mogą „legalni fani”. Wolni kibice, raczej bez przyszłości, lecz z drugiej strony wciąż silni i istniejący, bo przyciągający te bardziej niepokorne, twarde jednostki. Sądzę, że to dlatego trybuna „No Name Boys” – choć już bez flagi z nazwą grupy i bez oprawy – na derbach była pełna, kipiała energią oraz emanowała wolnością. Kto wie, może to da jej siłę, by przetrwać?
Na zakończenie kamyczek wrzucony na własne podwórko. Czy po przeczytaniu tych słów odczułeś choć cień pogardy dla kibiców Sportingu? Czy uważasz, że należy ich potępić? Zanim to zrobimy, warto najpierw spojrzeć na polskie realia i uderzyć się w pierś. Patrz! Nasze stowarzyszenia same się zarejestrowały, bez większych oporów przybiły listy wyjazdowe i podpisały rozliczne umowy z klubami, mając z tego kasę. Dzięki temu jakoś tam sobie funkcjonujemy, nie odchodząc w organizacyjny niebyt. Szczycimy się, że się nie dajemy i mamy mocną scenę kibicowską. Patrzymy sobie z boku, jak topnieją ultrasi Benfiki i liczne ekipy włoskie (choć i we Włoszech ekip, które podjęły legalną formę działalności nie brakuje). Być może niedługo uda się nawet doprowadzić do legalizacji pirotechniki w jakiejś karykaturalnej formie, skąd blisko już do oficjalnego, do bólu komercyjnego show pod tytułem „Klub kibica przedstawia oprawę wizualno-dźwiękową meczu”. Tylko czy to naprawdę jest to, czego chcemy?
„J”

 

 

KTÓRE CZASOPISMO CZYTASZ?

View Results

Loading ... Loading ...