Felieton: Czas nie stoi!
Dużo piszemy ostatnio w TMK o poważnym kryzysie i marazmie ogarniającym trybuny. Coraz więcej zakazów, coraz mniej rac, coraz więcej meczów bez żadnej oprawy, że o „mocniejszych wrażeniach” już nie wspomnę. Wielu starszym kibicom, których znam, pamiętającym stadionowy koloryt i luz dwóch biegłych dekad, wydaje się, że to już agonia, że wkrótce wszystko umrze, a szaliki/koszulki/kominy/smycze (niepotrzebne skreślić) na zawsze odłożymy do szafy.
Przeżyłem jednak ostatnio dwa zaskoczenia. Wywiad z młodym Elanowcem w poprzednim numerze TMK. Chłopak tryska energią, a zapytany o uciążliwości i represje tych trudnych czasów, odpiera „Mnie jest dobrze tak jak jest i niech tak zostanie”. Drugie to sondy na stronach redakcji i sklepu TMK „Czy polski ruch kibicowski rozwija się, czy przechodzi kryzys?”. Obie odpowiedzi idą niemal łeb w łeb, mając po prawie 50%! Dla mnie był to szok, bo w moim przekonaniu kryzys – i to głęboki – był dość oczywistą sprawą. Po dogłębnym przemyśleniu tematu nadal jestem pewien, że optymiści nie mają racji, kiedyś naprawdę było dużo ciekawiej. Ale uświadomiłem sobie jedno – życie trwa dalej, a kolejne generacje, które tych złotych czasów nie przeżyły, patrzą do przodu, a nie wracają jak starszyzna do tego, co już było i nie wróci.
Młodzi fanatycy mają całkiem inne spojrzenie na stadionowy klimat, inne oczekiwania i wyobrażenia. Zastali taką, a nie inną rzeczywistość i są przyzwyczajeni do tych realiów stadionowych, do krzesełek, dachów, kart kibica, list imiennych, profesjonalnych cateringów i bramek obrotowych, do policyjnej „dyskoteki” przez całą Polskę na wyjeździe autokarowym, a także do rac odpalanych na patencie, w pełnej konspiracji. Ba, innych realiów kibicowskich z autopsji zupełnie nie znają! Opowieści z lat 90. to dla nich jak prehistoryczne historie o mamutach!
My, starsi kibice z rozrzewnieniem wspominamy czasy, jak to się godzinami siedziało na ławkach pod blokiem. Dla nas komputer, internet, to często złodziej czasu, tak nas nauczono go odbierać. Dla młodych natomiast taki facebook to po prostu niezbędne narzędzie komunikacyjne, dzięki któremu sprawnie można coś ogłosić, zorganizować. Żyją ze smartfonem w ręku i nie narzekają, że kiedyś było inaczej, tylko wykorzystują możliwości, które daje.
Piro – wręcz lubią palić na zakazie, wielu fanów nie chce przecież legalizacji, a nawet wielu jej zwolenników dostrzega mankamenty tego rozwiązania, z prawdopodobnym „opatrzeniem się” pirotechniki na czele (które kiedyś, prawie 10 lat temu już nastąpiło).
Na nielegalu jest większa frajda – jest ryzyko, jest zabawa, na pewno da się z tym żyć, a jeśli tylko władza trochę pofolguje (np. poprzez zmianę rządu po nadchodzących wyborach parlamentarnych), to dopiero będzie raj 😉
Młode pokolenia łysogłowych kiboli przystosowały się do nowych warunków i doskonale umieją w nich egzystować, nie mając poczucia rezygnacji, przegranej sprawy. Owszem, jest coraz bardziej piknikowo na trybunach, potęgi fanatyzmu czasem nie widać, bo jest skuta kajdanami władzy. Czasem jednak wybucha niespodziewanie niczym wulkan, siejąc ogień i zniszczenie. Ta siła nie wygasła, ona wciąż tam jest, ukryta pod powierzchnią, niczym lawa pod cienką zaschniętą skorupą. I wykorzystuje bezbłędnie każdy moment nieuwagi systemu, by dać o sobie znać. To nie jest bowiem tak, że my jako kibice zanikamy w kraju, zmieniamy hobby, zamieniamy szalik na wędkę czy rower. Nadal jesteśmy kibicami, choć czasem nie na stadionie, ale w pobliskiej knajpie, z wbitym zakazem, po odhaczeniu się na komendzie. Jednak jesteśmy, od Ekstraklasy aż do „Serie C” i czekamy na swój powrót!
Żyjemy, a więc działajmy na tyle, na ile możemy, nie oglądajmy się na przeszłość i nie rozpamiętujmy w kółko tego, co straciliśmy. Młodzi i starzy, ramię w ramię, róbmy swoje!
Przytomny
|